Category Archives: Inne

Ukraińska zbrodnia z 5 na 6 lutego 1944 r. we wsi Jamelna

W nocy z 5 na 6 lutego 1944 r. we wsi Jamelna pow. Gródek Jagielloński, głownie na przysiółku Mazurówka, Ukraińcy zamordowali ponad 100 Polaków.

Dzień wcześniej ukraińscy rezuni napadli na wieś Żorniska w pow. Gródek Jagielloński i zamordowali 14 Polaków, w tym 10-osobową rodzinę Podsiadłów:

41-letniego Józefa Podsiadło, jego 44-letnią żonę Agatę oraz ich 8 dzieci: siedem córek w wieku 2 – 17 lat i 19-letniego syna. Ponadto uprowadzili 4 osoby (w tym młode dziewczyny), po których ślad zaginął.


Relacja Józefy Ardelli:

„Ukraińcy z Żornisk zabrali młynarza Akermana, jego zięcia Karola Dzielędziaka i ich służącą Ukrainkę. Mówili im, że ich zabierają na przesłuchanie do Janowa. Po drodze do Janowa zabrali również Józefa Podsiadło. Jednak nie zawieźli ich na przesłuchanie do Janowa, tylko zamordowali nożami w lesie. Ukraińcy ściągnęli im skalpy i cięli nożami skórę pleców. /…/ W rodzinie Ciepko zginęło 5 dzieci i rodzice. Jeden chłopczyk, który uciekał został zastrzelony, a pozostałych poćwiartowali nożami”

**********************

Poszukując dowodów w prowadzonych śledztwach, nie można pominąć dokumentów archiwalnych dotyczących zbrodni ludobójstwa popełnionych przez Ukraińców na obywatelach polskich w latach 1939-1945, znajdujących się w polskich i zagranicznych archiwach. I takie znajdują się między innymi, w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich we Wrocławiu. Utrwalone są na mikrofilmach i oznaczone jako „Papiery Rady Głównej Opiekuńczej dotyczące sytuacji ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44. Dokumentacja zbrodni ukraińskich”. Na jednym z mikrofilmów ujawniono meldunek dotyczący napadu dokonanego przez nieustaloną liczbę napastników ubranych w mundury policji ukraińskiej i gestapo na kolonie Jamelna i Żorniska w powiecie Gródek Jagielloński, woj. lwowskie w nocy 5/6 lutego 1944 r., w czasie którego zabito bądź śmiertelnie raniono, wymienionych imiennie 8 obywateli polskich. Dokumenty te stanowią formalne potwierdzenie zdarzeń, które już wcześniej zostały opisane przez świadków w toku zeznań złożonych w śledztwach.

Od krwawych wydarzeń minęło ponad 70 lat. Prokuratorom z Instytutu Pamięci Narodowej nie udało się odnaleźć osób odpowiedzialnych za bestialskie mordy na Polakach, lub też stwierdzono śmierć sprawców, co było powodem umorzenia śledztwa.

I tak komunikat IPN informuje:

Instytut Pamięci Narodowej – Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu we Wrocławiu zawiadamia wszystkich pokrzywdzonych, że prokurator Komisji w dniu 31 grudnia 2014 r. umorzył śledztwo S 73/02/Zi w sprawie:

– dopuszczenia się przez nacjonalistów ukraińskich w okresie od września 1939 r. do grudnia 1945 r. na terenie powiatu Gródek Jagielloński, woj. lwowskie zbrodni ludobójstwa na osobach narodowości polskiej w celu wyniszczenia polskiej grupy narodowej, w wyniku czego pozbawiono życia nie mniej niż 275 osób, usiłowano dokonać zabójstwa nie mniej niż 32 osób oraz spowodowano ciężki uszczerbek na zdrowiu 5 osób, skutkujący śmiercią 4 osób, tj. przestępstwa z art. 118 § 1 kk. i art. 13 § 1 kk. w zw. z art. 118 § 1 kk. – wobec niewykrycia sprawców przestępstwa (art. 322 § 1 kpk.);

– dopuszczenia się przez Andrzeja M., działającego wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, w nocy 5/6 lutego 1944 r. w Jamelnej – przysiółek Mazurówka zbrodni ludobójstwa polegającej na zabójstwie Józefa K. i Andrzeja K., w celu wyniszczenia polskiej grupy narodowej, tj. przestępstwa z art. 118 § 1 kk. – wobec śmierci sprawców (art. 17 § 1 pkt 5 kpk.).

Ukraińska zbrodnia z 4 lutego 1945 r. we wsi Buczacz

4 lutego 1945 r. w miejscowości Barysz pow. Buczacz, napadnięci przez Ukraińców Polacy, w jednym domu podjęli obronę, która trwała 5 godzin. We wsi Ukraińcy używając głównie siekier, noży i bagnetów wymordowali co najmniej 135 Polaków i 30 poranili. Zginęło także 10 obrońców z IB, którzy nie zdążyli wyjechać do Buczacza, co nakazał im dowódca – Ukrainiec współpracujący z UPA.

Ukraińcy ograbili i spalili 400 gospodarstw polskich. Maria Banda i jej 10-letni syn Stanisław zostali zarąbani siekierami na podwórzu ich gospodarstw. 12-letnia Helena Boczary , została zakłuta nożami. 80-letnia Anastazja Brylkowska została zarąbana siekierą podczas snu w łóżku. 12-letni Michał Herbut został wrzucony do sadzawki, gdzie utonął.

Piotr Warchoł:

„W nocy z 4 na 5 lutego 1945 r. doszło do napadu band UPA na osiedle Mazury zamieszkałe przez samych Polaków. W tym czasie batalion samoobrony został wezwany do Buczacza, gdzie miał bronić miasta przed napadem. Na posterunku pozostawało tylko trzech żołnierzy. Banda liczyła ponad 200 ludzi dobrze uzbrojonych w broń palną i maszynową. Napastnicy byli ubrani w białe nakrycia i podchodzili do domów prawie niezauważalnie. Podpalali budynki, strzelali do uciekających, a pozostałych w mieszkaniach lub na podwórkach rąbali siekierami. Dzieci nabijali na widły i wrzucali w ogień. Niemowlęta łapali za nóżki, rozbijali główki o ściany lub krawędzie ram drzwiowych i również wrzucali do ognia”.

Maciej Dancewicz:

Kilkunastoletni Stanisław Baraniecki zapamiętał:„Wieczorem (…) w naszym domu odbyła się spokojna i długa rozmowa. Oprócz naszej rodziny uczestniczyli w niej brat mamy Stach Działoszyński i brat ojca Michał Baraniecki. Przeważała opinia, że banderowcy zaatakują Puźniki, a nasza samoobrona jest zbyt słaba, aby nas obronić. W końcu zdecydowano, że dla ratowania życia musimy opuścić naszą ojcowiznę (…) Droga do Buczacza biegła przez Barysz. (…) W Baryszu byliśmy 3 dni po spaleniu i wymordowaniu jej mieszkańców z dzielnicy Mazury. (…) Z popiołów i resztek ścian sterczały kominy. Przed niektórymi zgliszczami domów leżały pokaleczone, jedynie w bieliźnie, ludzkie ciała, dzieci i dorosłych. Wzdłuż drogi, po jej prawej stronie, płynęła rzeczka lub kanał. (…) Gdzieś w połowie drogi na kanale była śluza pozwalająca spiętrzać wodę. Na wystającym ostrzu śluzy wbite było brzuszkiem nagie ciało niemowlęcia. (…) Wiele wydarzeń tamtych lat czas wymazał z pamięci, ale obrazu tego niemowlęcia na śluzie do końca moich dni nie zapomnę”.

✔️

Notatka Komitetu Wykonawczego Rady Wiejskiej w Baryszu z marca 1951 r. dotycząca aktu terrorystycznego OUN i UPA; w: PA SBU, F. 2, op. 2, spr. 2, k. 13–14. Oryginał notatki znajduje się w aktach sprawy śledczej nr 9721, tom 2, str. 212, z oskarżenia PRYSZLAKA T. L., przechowywanych w UKGB obwodu tarnopolskiego:

„NOTATKA. Sporządzona przez Komitet Wykonawczy Baryskiej Rady Wiejskiej rejonu buczackiego obwodu tarnopolskiego o tym, że nocą z 5 na 6 lutego 1945 roku we wsi Barysz rejonu buczackiego przy ulicy Mazury zostali rozstrzelani przez nieznaną bandę OUN w bestialski sposób następujący obywatele sowieccy narodowości polskiej:

KRET Maria
TORONCZAK Antoni s. Łukasza
RAJCZAKOWSKA Aniela, jej dwie nieletnie córki i dwójka wnuków
RAJCZAKOWSKA Maria c. Szymona i jej dwie dorosłe córki
BOCZAR Antoni s. Macieja i jego dwie nieletnie córki
WOLSKA Maria c. Józefa i jej mały synek w wieku trzech lat
WOLSKA Maria c. Michała i małe dziecko
WOLSKA Marcela c. Stanisława i małe dziecko
HERBUT Józef s. Marcelego
OŚMIŃSKI Ignacy, jego syn, żona syna i dwoje dzieci
BOCZAR Józef s. Piotra i jego syn
WISZNIOWSKA Marcela c. Ignacego
BOCZAR Anna i jej córka
KUPISZEWSKA Maria c. Stanisława i jej dziecko
HERBUT Andrzej s. Marcelego
KOZDROWSKA Anna
BRYŁKOWSKI Józef
WOLSKA Maria c. Stefana i jej córka
WOLSKA Anna
JAMNIUK Anastazja c. Teodora oraz jej nieletni syn i córka
KOWCZ Anna i jej syn
RYBKA Anna c. Michała oraz jej syn
JASIŃSKI Bazyli
LULKA Paweł s. Piotra
REWUCKA Rozalia
WOJTUN Piotr
BILECKI Jan s. Macieja
TERLECKI Jan
KORCZYŃSKA Helena
ALBERT Jan, jego żona, córka i syn
GRABSKA Rozalia c. Michała i jej syn
JAWNIUK Maria
DEMBICKA Adela c. Michała i jej syn
KOWIA Piotr

Łącznie bandyci rozstrzelali 110 osób. Nazwiska wszystkich rozstrzelanych nie są znane Baryskiej Radzie Wiejskiej. Zostali oni pochowani we wspólnej mogile na cmentarzu baryskim. Poza tym w czasie rozstrzeliwania bandyci spalili prawie 180 domów mieszkalnych i innych budynków należących do rozstrzelanych obywateli sowieckich.

Przewodniczący Rady Wiejskiej(—) KONDRATIUK
Sekretarz (—) HNAP”.

Ukraińska zbrodnia z 4 lutego 1944 r. we wsi Łanowce

4 lutego 1944 r. w miasteczku Łanowce pow. Krzemieniec, Ukraińcy wrzucili granaty do kościoła p.w. Wniebowzięcia NMP gdzie schowały się 3 rodziny polskie, liczące 12 osób. Następnie wdarli się do środka i zamordowali 11 osób – Leontynę Wadas i jej dzieci: Tadeusza, Helenę, Stanisławę, Danutę, Anielę oraz Ryszarda Andrzeja, który był chrześniakiem marszałka Edwarda Rydza Śmigłego – jej mąż służył w legionach razem ze Śmigłym.

Śmierć w bestialski sposób poniosły też dwa starsze małżeństwa. Ocalał tylko mąż Leontyny Wadas, Stanisław, który nie zauważony stał za otwartym skrzydłem drzwi w kościele. Przez tydzień ukrywał się u Ukraińca, potem wyruszył pieszo do Krzemieńca i po 8 kilometrach został złapany przez Ukraińców i zamordowany. Jego ciało bez ubrania zostało porzucone na cmentarzu, gdzie po kilku dniach pochowali go miejscowi Ukraińcy. Po zbrodni miejscowe Ukrainki chodziły w sukienkach zamordowanej Wadasowej.

Wcześniej, podczas próby ewakuacji do Wiśniowca zginęło 129 osób.

Zwyrodnialcy zrabowali mienie pomordowanych, po czym ciała wrzucili do pobliskiej głębokiej studni. Kościołowi też nie przepuścili – doszczętnie ograbili ze wszystkich wartościowych rzeczy, a opuszczając podłożyli w środku ogień. Z Kościoła pozostały tylko zewnętrzne mury, które miejscowi Ukraińcy rozebrali w 1954 roku.

Jak podają źródła, w całym powiecie krzemienieckim ukraińscy zbrodniarze z UPA zniszczyli 62 osiedla polskie, spalili 8 kościołów i 4 kaplice. Barbarzyńska fala ukraińskiego szowinizmu zniszczyła nie tylko budynki, zagładzie uległ kościół jako społeczność katolicka.

Foto z książki Ewy i Władysława Siemaszków pt. „Ludobójstwo” tom 2. Leontyna Wadas z dziećmi. Na krzesełku Ryszard Andrzej, chrześniak marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego.

Ukraińska zbrodnia 3 lutego 1943 r. w kolonii Janówka

3 lutego 1943 r. w kolonii Janówka gm. Niemowicze pow. Sarny, Ukraińcy – bulbowcy (nazwa od pseudonimu „Taras Bulba” Taras Boroweć), zamordowali 8 Polaków: siekierami zarąbali 7 osób, a 12-letniego Tadeusza Solarczyka z poderżniętym gardłem powiesili na belce.

Wokół Huty Stepańskiej z Januszem Horoszkiewiczem w: Szlakiem Wołyńskich Krzyży:

„Parośla nie były pierwsze, 3 II 1943 r. wymordowano w straszny sposób pięć osób z rodziny Teodorowiczów i trzy które przyszły do Ich domu. Ocalała córka Helena ur. 1928, która była u ciotki w Folwarku. Bandyci przyjechali 3 II rano, kazali zabić świnię, jedli i pili, po południu rozpoczęła się rzeź. Ofiary wprowadzano do ”nowego” domu i na progu, wewnątrz domu rąbano głowy toporem. Odjeżdżających bandytów widziała powracająca przed zmierzchem Helena. Opowiadała mi o każdym kroku i każdej minucie tamtego dnia. Kiedy weszła do domu, Jej ojciec Bronisław jeszcze żył, matka miała rozrąbaną głowę, podobnie siostra i szwagier. Trzech przybyłych było zamordowanych i powieszonych na hakach w komorze, na tych hakach zawieszano połówki świń, przy świniobiciu.

Umierającego Bronisława zawieziono do Sarn, gdzie w szpitalu do samej śmierci wołał: „Pawle dlaczego mnie rąbiesz”, Paweł Aliksijewicz Mazany z Horodzca był Ich parobkiem, innego Pawła Bronisław nie znał.

W domu Teodorowiczów 3 II 1943 r. zamordowano: Teodorowicz Bronisław s. Jana; Teodorowicz Leontyna żona Bronisława, a c. Brzozowskiego Albina; Teodorowicz Antoni s. Bronisława; Kopera Feliks, zięć Bronisława Teodorowicz; Kopera Władysława c. Bronisława Teodorowicza; Chorąży Antoni; Solarczyk Tadeusz; Hnitecki IN z Radzieża”.

Tego samego dnia, we wsi Kamienne pow. Sarny ukraińscy rezuni zamordowali polską rodzinę nauczyciela: rodziców i 2 kilkuletnich synów. Ocalała niezauważona kilkumiesięczna córeczka, którą wzięła rodzina ukraińska, a następnie dziecko odebrała z wielkimi trudnościami siostra matki dziecka – zakonnica ze Zdołbunowa.

Ukraińska zbrodnia z 2 na 3 lutego 1944 r. we wsi Hanaczów

Z 2 na 3 lutego 1944 r. Ukraińcy dokonali napadu na wieś Hanaczów pow. Przemyślany, zamordowali 60 Polaków. Około godz. 21 wieś została zaatakowana z kilku stron przez duże siły ukraińskie (według różnych meldunków od 300 do 1000 osób) UPA i około 20 policjantów ukraińskich. Część napastników była w mundurach niemieckich. Napastnicy ominęli znajdujące się na skraju wsi przysiółki i uderzyli na centrum wsi. Udało im się jednak opanować tylko pierwsze domy. Mieszkańcy wraz z samoobroną stawili rozpaczliwy opór. Walczyły nawet kobiety – jedna z nich, Magdalena Nieckarzowa, w obronie własnej zabiła siekierą jednego z Ukraińców, by po chwili zginąć od kul. Schwytani Polacy byli mordowani bez względu na wiek i płeć, a domy palone. Kluczowym miejscem obrony była plebania, naprędce przekształcona w bastion. Tu obroną dowodził brat zakonny Damian (Franciszek Bratkowski). Na odsiecz wsi pospieszył żydowski oddział partyzancki Abrama Bauma oraz akowcy z Przemyślan pod dowództwem Tadeusza Nowego „Granata”. Około północy Ukraińcy wycofali się.

Atak ten wykazał, że wieś nie była należycie przygotowana do obrony. Zginęło 58–85 Polaków, w tym 20 kobiet i 13 dzieci. Około 100 osób było rannych. Spalonych było 70 gospodarstw. Po przeciwnej stronie, zdaniem Jerzego Węgierskiego było około 30 zabitych i rannych. Według raportu UPA atak był przeprowadzony przez oddział „Siromanci”, który nie poniósł strat własnych zabijając ponad 180 Polaków i raniąc około 200.

Ukraińska zbrodnia z 2 na 3 lutego 1945 r. w miejscowości Czerwonogród

W wyniku ataku przeprowadzonego przez Ukraińców, oddział UPA w nocy z 2 na 3 lutego 1945 roku na miejscowość Czerwonogród, położoną w dawnym powiecie zaleszczyckim województwa tarnopolskiego zginęło 49-60 Polaków.

Około godziny 22. sotnie UPA „Siri Wowky” i „Czernomorci” pod osobistym dowództwem kurinnego Petra Chamczuka „Bystrego” zaatakowały Czerwonogród. Upowcy w białych, maskujących ubraniach wdzierali się do domów i zabijali napotkane osoby bez względu na płeć i wiek. Podpalano drewniane zabudowania. Polska ludność ewakuowała się do ustalonych miejsc schronienia (młyn, zamek, kościół i Dom Ludowy), gdzie była broniona przez żołnierzy IB.

Czota „Burłaki” z sotni „Siri Wowky” zdołała zdobyć zamek, jednak zgromadzona tam ludność pod osłoną IB została ewakuowana do kościoła. Po zdobyciu zamku próbowała schronić się w nim 4-osobowa rodzina Romachów, w wyniku czego została pojmana i przy użyciu tortur zamordowana.

Obrońcy Domu Ludowego zabarykadowali drzwi i okna na parterze i z góry razili napastników strzałami z broni palnej i granatami.

Według wspomnień zgromadzonych przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu, podczas ataku UPA zajęła także klasztor szarytek w Nyrkowie. Zamordowane tam zostały siostry Henryka Bronikowska i Klara Linowska. W schowku pod ołtarzem uratowała się s. Władysława z dwoma kobietami i dwojgiem dzieci. W Czerwonogrodzie w wyniku ataku serca zmarł proboszcz miejscowej parafii, ks. kanonik Szczepan Jurasz, ukrywający się w skalnej grocie.

Nad ranem sotnie UPA wycofały się. Według dokumentów UPA napastnicy mieli dwóch zabitych i 4 rannych. Według wspomnień świadków w walce zginęło 7 obrońców. Ciężko ranny został m.in. Bronisław Stachurski (zmarł w maju 1945). Grzegorz Motyka podaje, że w sumie zabito 49 Polaków, Grzegorz Hryciuk – 55, Ryszard Kotarba – co najmniej 60. Według Henryka Komańskiego i Szczepana Siekierki 14 ofiar pochodziło z Nyrkowa.

Ofiary zbrodni pochowano obok kościoła w dole do gaszenia wapna, bez udziału księdza. Ocaleni Polacy ewakuowali się do Tłustego i Zaleszczyk, rannych odwieziono do szpitali w Horodence i Tłustem.

W połowie lat 90. grupa Polaków postawiła w miejscu zbiorowej mogiły w Czerwonogrodzie metalowy krzyż z napisem po polsku i ukraińsku: „Pamięci tych, co zginęli 2 lutego 1945 r. Niech odpoczywają w pokoju”.

22 października 2000 roku na mogile wzniesiono pomnik z czerwonego kamienia.

Zdj. Tablica Pomnika ofiar zbrodni dokonanej na obywatelach polskich przez Ukraińców z wymieniająca Czerwonogród.

Ukraińska zbrodnia 2 lutego 1944 r. we wsi Borów

2 lutego 1944 r. we wsi Borów pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało około 300 Polaków. Tego dnia jednocześnie z Borowem spacyfikowane i spalone zostały wsie: Karasiówka, Łążek Chwałowski, Łążek Zaklikowski, Szczecyn i Wólka Szczecka. Liczba jej ofiar nie została dotąd precyzyjnie ustalona. Z obliczeń Józefa Fajkowskiego wynika, że zamordowanych zostało ponad 900 osób, z czego 802 ofiary były mieszkańcami sześciu spacyfikowanych wsi, natomiast pozostałe 100 pochodziło z sąsiednich miejscowości (Gościeradowa, Kosina, Mniszka, Starych Baraków, Nowych Baraków, Zaklikowa). Zdaniem Konrada Schullera liczba ofiar pacyfikacji mogła przekroczyć 1000. Najwyższe szacunki mówią o 1300 zamordowanych.

Pierwsze zaatakowane zostały wsie sąsiednie. Kiedy sąsiadujące z Borowem wsie stały już w płomieniach, wikariusz miejscowej parafii ks. Władysław Stańczak obchodził z wizytą duszpasterską okoliczne przysiółki. Dostrzegłszy pożary, powrócił do Borowa, którego mieszkańcy zgromadzili się w kościele na uroczystej mszy z okazji święta Matki Boskiej Gromnicznej. Dzięki jego ostrzeżeniu część ludności zdołała zbiec i ukryć się na pobliskich bagnach. Wielu mieszkańców Borowa pozostało jednak we wsi, aby ratować swój dobytek. W gronie tym znalazło się w szczególności wiele kobiet i dzieci, gdyż powszechnie spodziewano się, że niemieckie represje spadną wyłącznie na mężczyzn podejrzewanych o współpracę z partyzantką.

Pacyfikacja Borowa rozpoczęła się około godz. 11.00. Zabudowania podpalono, po czym do wsi wkroczyli Niemcy i ich ukraińscy kolaboranci. Większość schwytanych mieszkańców spędzono na plac koło dzwonnicy i tam rozstrzelano. Wielu zakłuto bagnetami lub spalono żywcem. Zginęło łącznie ok. 300 osób.

Po wojnie udało się ustalić nazwiska 229 zamordowanych – z czego 183 pochodziło z Borowa, a pozostali byli mieszkańcami sąsiednich miejscowości. Jedną z ofiar pacyfikacji był ks. Stanisław Skulimowski, proboszcz parafii w Borowie. Wieś doszczętnie spalono, niszcząc ponad 200 gospodarstw.

Jak wspomina ocalały z masakry, ks. Władysław Stańczak:

„Wieś została spalona prawie cała, pozostał kościół parafialny, młyn i 5 domów. Zginęło około 200 osób, w tym ksiądz proboszcz Stanisław Skulimowski, kierownik szkoły Tadeusz Praczyński i wiele innych osób, przeważnie starcy, dzieci i kobiety. Napastnicy w czasie akcji strzelali do wszystkich, których spotkali. Zabitych wrzucali do ognia, a nawet mówiono, że zamykali ludzi w domach i podpalali. Inwentarz z całej wsi zrabowali Niemcy wspólnie z Ukraińcami. Kościół z tabernakulum został zbezczeszczony”.

W pobliżu Borowa znajdowała się kwatera główna 1. Pułku Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ, którego żołnierze i dowódca – major Leonard Zub-Zdanowicz „Ząb”- często we wsi przebywali. Akcja eksterminacyjna została drobiazgowo przygotowana, a do jej realizacji Niemcy wykorzystali wszystkie dostępne w tym rejonie siły i środki. Główną siłę uderzeniową stanowił prawdopodobnie 1. batalion 4. pułku policji SS oraz policjanci ukraińscy z 5. galicyjskiego pułku ochotniczego SS (Galizisches SS Freiwilligen Regiment 5). Łącznie w pacyfikacji Borowa i sąsiednich wsi uczestniczyło blisko 3000 policjantów, SS-manów i żołnierzy dysponujących rozpoznaniem z powietrza oraz wsparciem lekkiej artylerii. Schemat pacyfikacji był bardzo podobny – najpierw niemieckie oddziały szczelnie otaczały wsie, które podpalano ogniem granatników i działek przeciwpancernych. Następnie Niemcy i Ukraińcy wkraczali do wsi, po czym idąc od domu do domu mordowali bez względu na wiek i płeć każdego schwytanego Polaka. Miały miejsce wypadki, gdy ludność spędzano do zabudowań, które następnie podpalano lub obrzucano granatami. Dochodziło do aktów wyjątkowego bestialstwa – zakłuwania bagnetami niemowląt i małych dzieci; wrzucania kobiet, inwalidów i starców żywcem do płonących budynków. Zdarzało się, że młode kobiety były przed śmiercią gwałcone.

Anonimowy redaktor polskiego tłumaczenia (nie opublikowanego) tzw. materiałów aleksandryjskich, których kopia znajduje się w depozycie u profesora Zygmunta Mankowskiego w Lublinie, stwierdził, że SS Galizien pacyfikowała polskie wsie. Wymienił przy tym Borów nad Wisłą w powiecie Kraśnik. Zachował się meldunek żandarmerii o rozgromieniu siłami wojska i policji 600 osobowej bandy bolszewickiej:

„2 lutego 1944 roku Niemcy zniszczyli twierdze Narodowych Sil Zbrojnych – Borów oraz trzy pobliskie wsie. Zamordowano ponad 700 osób. Kto był sprawcą? Z dostępnych dokumentów wynika, ze Niemcy ograniczyli się jedynie do ostrzelania wsi z dział oraz do ustawienia kordonu aby nikt nie mógł się wymknąć ekspedycji pacyfikacyjnej. Brudną robotę odwaliły formacje pomocnicze.

Według raportu polskiego podziemia, Meldunek terenowy, 21 luty 1944, Archiwum Akt Nowych, 202/III-22, 43:

„Ukraińcy przeszli swoich nauczycieli: dzieci wrzucali do płonących budynków, starców przygniatali kolanami do ziemi i strzelali w tył głowy”.

Raport, b.d. [marzec 1944], AAN, DR, 202/III-22, 75 donosił:

„Ukraińscy SS-mani brali udział w masakrze. Niedobitki uratowały się ucieczką, którą tolerowało wojsko niemieckie, oburzone metodami ukraińskich SS-manów”.

Powyższe meldunki znajdują potwierdzenie w powojennych zeznaniach świadków przechowywane w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Lublinie. Wynika z nich, że – po wybuchu pożaru wkroczyła piechota, przeważnie pijani Ukraińcy, strzelali do ludzi, przebijali bagnetami, małe dzieci żywcem wrzucali do ognia lub do studni.

Jak wspominał cudem uratowany z masakry żołnierz NSZ Edward Delekta „Miś”:

„Niektórych uciekinierów z Borowa opatrywali niemieccy sanitariusze. W końcu, oficer niemiecki zabronił rozstrzeliwania ludności, polecił aby wszystkich spędzono w jedno miejsce.

Nie wiadomo czy oficer był wojskowym czy SS-manem, ale wiadomo, że to on dowodził akcją, bo – Ukraińcy go się posłuchali”.

Ukraińska zbrodnia 31 stycznia 1944 r. we wsi Milno

31 stycznia 1944 r. we wsi Milno pow. Zborów Ukraińcy zamordowali 11 Polaków z osiedli Bukowina i Kamionka.

Zidentyfikowane osoby:

1. Botiuk Katarzyna – zam. Bukowina, uduszona

2. Buła Maria – zam. Bukowina, zastrzelona

3. Czapla Anna – zam. Bukowina, zastrzelona

4. Dec Anna – zam. Kamionka, zamęczona torturami

5. Dzioba Agnieszka – zam. Kamionka, zastrzelona w łóżku

6. Dzioba Mikołaj – zam. Kamionka, zastrzelony w łóżku

7. Krąpiec Anna – zam. Bukowina, zastrzelona

8. Krąpiec Katarzyna – zam. Bukowina, zamordowana kosą

9. Majkut Jan – zam. Kamionka, zastrzelony w łóżku

10. Zaleska Katarzyna – zam. Bukowina, zamordowana kosą

11. Zaleska Stefania – zam. Bukowina, zastrzelona.

********

Adolf Głowacki: „Milno – Gontowa. Informacje zebrane od ludzi starszych – urodzonych na Podolu, wybrane z opracowań historycznych i odtworzone z pamięci”:

„Na Sylwestra osiem nierozważnych kobiet, które zostały we wsi na noc, poszło spać do Ukraińców. Trzy do Syrotiuka, a pięć do Jacychy. Ktoś doniósł o tym banderowcom. Od Syrotiuka wyprowadzili Annę Czaplę i Annę Bułę z wnuczką Stefanią Zaleską do domu Czappów i tam je zamordowali. Od Jacychy zabrali kobiety do Gałuszy. Anię Krąpiec zastrzelili, Katarzynę Botiuk udusili, a Katarzynę Krąpiec i Katarzynę Zaleską, zakłuli kosami.

Rano wszedł tam Ukrainiec Piotr Futryk, wyciągnął jednej z kobiet kosę z brzucha i powiedział: „Tak ludzie nie postępują”. Był to uczciwy i szanowany człowiek. Jeden z nielicznych którzy nie dali się wciągnąć do rzezi.

Z tej grupy uratowała się tylko Anna Mazur, która wsunęła się pod łóżko. Bandytów chyba zaślepiło – wszędzie szukali a tam nie. Według jej relacji, wszystkie się gorąco modliły, a Katarzyna Krąpiec, wychodząc na egzekucję powiedziała: „No to chodźmy na tą naszą Golgotę”. Gdy ukraińscy mordercy wrócili, a usłużna gospodyni podała im wodę do obmycia z rąk krwi, jeden powiedział : „Ja nie muszę myć, ja swoją udusiłem”.

Rano Hnatów osłupieli, widząc Annę wyłażącą spod łóżka. Jacycha powiedziała tylko: „Hanko, a Wy de buły?” Przerażona i rozdygotana kobieta wyrwała się ze strasznego domu i półżywa pobiegła drogą do Załoziec. Tej nocy na Kamionce banda zamordowała cztery osoby: Annę Dec, małżeństwo Dziobów (Mikołaj, Agnieszka) i nocującego u nich Jana Majkuta. Annę zamęczyli powolnymi torturami. Miała wyrwany język, wydłubane oczy i liczne rany. Dziobów i Majkuta zamordowano w łóżkach. Był to ostatni mord w Milnie. Tych 9 bezbronnych kobiet, w tym 2 młode dziewczyny, oraz 2 mężczyzn, złożyło ostatnią ofiarę krwi i życia ojczystej ziemi”.

Ukraińscy terroryści

30 stycznia 1932 roku Liga Narodów w formie uchwały oddaliła skargę Ukraińców. „Polska nie prowadzi przeciwko Ukraińcom polityki prześladowań i gwałtów” – uchwalono dodając, że pacyfikacja była sprowokowana ukraińskimi zamachami.

Sprowokowane blisko 200 akcjami terrorystycznymi ukraińskich nacjonalistów w województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim, władze II Rzeczpospolitej postanowiły podjąć zdecydowane działania przeciwko zamachowcom.

Decyzję w sprawie pacyfikacji osobiście podjął, pełniący wówczas funkcję premiera, marszałek Józef Piłsudski.

„Podpaleń, sabotaży, napadów i gwałtów w Małopolsce Wschodniej nie wolno traktować jako jakieś powstanie. Unikać rozlewu krwi, natomiast stosować, w razie dobrowolnego lub niedobrowolnego popierania zamachowców przez ludność, represje policyjne, a gdzie to nie pomoże – kwaterunek wojskowy ze wszystkimi ciężarami z nim związanymi. Sama obecność wojska uniemożliwi zamachowcom terroryzowanie ludności. Ludność musi wiedzieć, że ma słuchać władz, a nie zamachowców” – instruował Piłsudski.

Akcja polegała przede wszystkim na przeprowadzaniu rewizji, które – niestety – często kończyły się stosowaniem przemocy fizycznej czy niszczeniem dobytku Ukraińców. Trzeba jednak zaznaczyć, że akcja przyniosła wymierne efekty – bez oddania ani jednego strzału skonfiskowano 1287 sztuk broni długiej, 566 rewolwerów, 398 bagnetów, 31 granatów, kilkadziesiąt metrów lontu oraz blisko 100 kg materiałów wybuchowych.

Działania doprowadziły również do aresztowania ponad 1,7 tysiąc osób, z czego przeciwko ponad 1,1 prowadzono postępowania sądowe. Około 300 Ukraińców usłyszało wyroki. Jednocześnie, po zakończeniu pacyfikacji, działania terrorystyczne Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów znacząco osłabły.

W grudniu 1930 roku troje ukraińskich posłów do Sejmu II Rzeczpospolitej: Milena Rudnycka, Wasyl Panejko i Ołeksa Jaworowśkyj, wysłali do Ligi Narodów skargę na działanie władz polskich. Polacy bronili się dowodami na terrorystyczne działanie Ukraińców i przywoływali obowiązek lojalności wobec władz, który dotyczył przecież również mniejszości narodowych, a który został przez Ukraińców złamany.

Źródło: historia interia pl

Ukraińskie zbrodnie 29 stycznia 1943 roku we wsi Sumin

29 stycznia 1943 roku we wsi Sumin pow. Zamość, niemieccy esesmani wspomagani przez Ukraińców zamordowali 119 osób.

Wieś została spacyfikowana, po egzekucji większość zabudowań zostało rozebranych, wiele też spalono (łącznie ze zwłokami). W lipcu 1958 roku zwłoki ofiar ekshumowano i pochowano na cmentarzu we wspólnej mogile w Tarnawatce, a pomordowanym wzniesiono w hołdzie pomnik.

W liczbie 119 zamordowanych znajdują się byli mieszkańcy wsi Sumin i Tarnawatki, a także część osób wyznania prawosławnego, a nawet kilka ofiar narodowości ukraińskiej. Dziś już, po upływie tylu lat od opisywanego zdarzenia nie sposób jest ustalić ich byłego miejsca zamieszkania i wyznania.

GKBZH w Polsce, OKL/Ds. 136/68

Protokół przesłuchania świadka Jana Okoniewskiego d. 10.03.1969 r.:

„W dniu 29 stycznia 1943 roku do wsi Sumin przyjechali Niemcy dwoma samochodami od strony Zamościa. Niemcy ci należeli do tzw. żandarmerii polowej, gdyż na piersiach nosili blachy. Było ich około 50. Skąd ci Niemcy pochodzili nie wiem i nie wiem kto był ich dowódcą. Samochody ich zatrzymały się na szosie Zamość-Tomaszów Lubelski na wysokości drogi prowadzącej do wsi Sumin. Niemcy podzielili się na trzy grupy w ten sposób, że jedna szła poza budynkami leżącymi po prawej, druga poza budynkami leżącymi po lewej stronie drogi, zaś trzecia szła drogą przez wieś i kogo napotkali, do tego strzelali. We wsi Sumin mieszkali zarówno Polacy jak i Ukraińcy, z tym że większość ludności była pochodzenia ukraińskiego. Większość ludzi Niemcy wypędzili z mieszkań i rozstrzelali przed domami, a dzieci rozstrzeliwali nawet w kołyskach. Nie mogę powiedzieć, za co Niemcy strzelali do tych ludzi. We wsi Sumin było 27 gospodarstw, zaś ludności było około 100 osób. Nie mogę powiedzieć, za co Niemcy dokonali tej egzekucji. Nie mogę także podać dokładnego stanu ilościowego i osobowego oddziału przeprowadzającego egzekucję, ani też skąd ten oddział przybył i dokładnie do jakiej formacji należał. Z egzekucji tej około 3 osoby wyszły cało i obecnie mieszkają na terenie Związku Radzieckiego. Niemcy do rozbiórki domów posłużyli się swoimi robotnikami z folwarku w Tarnawatce. Nie wiem na czyj rozkaz budynki te rozebrano, a materiał z tych domów wywieziono do folwarków w Tarnawatce i Pucharkach. Rozebrano wtedy wszystkie budynki we wsi Sumin. W tym 27 budynków mieszkalnych.

Nadmieniam, że w tej akcji zginęła moja 24-letnia żona Franciszka i córka Janina w wieku 1 roku i dlatego po akcji spisałem sobie na kartce nazwiska wszystkich osób, które wtedy zostały rozstrzelane i ich przybliżony wiek. W 1960 roku przyjechała do Sumina ekipa wojskowa, która ekshumowała wszystkie zwłoki i zwłoki te zostały pochowane na cmentarzyku w Tarnawatce. N a miejscu, gdzie po raz pierwszy zwłoki te zostały zakopane, nie m a żadnego pomnika ani też tablicy upamiętniającej to zdarzenie”.

AGKBZH w P, OKL/Ds, 136/68

Protokół przesłuchania świadka Ireneusza Kołodzieja d. 17.4.1969:

„W dniu 29 stycznia 1943 roku, około godziny 14.30 do wsi Sumin przyjechało na samochodach kilkudziesięciu Niemców. Niemcy ci przybyli od strony Zamościa, do jakiej formacji należeli, kto był ich dowódcą, skąd konkretnie przyjechali i jaki był ich skład osobowy, tego stwierdzić nie mogę.

Niemcy ci otoczyli wieś Sumin od strony południowej poza łąkami oraz od strony północnej. Trzecia grupa Niemców szła przez wieś i wypędzała mieszkańców wsi Sumin z mieszkań i każdego z nich przy własnym mieszkaniu rozstrzeliwali. Niemcy rozstrzeliwali wszystkich, nie szczędząc nawet niemowląt (…). Wszyscy rozstrzelani byli Polakami, z tym że część była wyznania prawosławnego. Gdy zrobił się już zmierzch i Niemcy odeszli, to my wtedy stwierdziliśmy, kto z mieszkańców nie żyje. Między innymi nie żyła również moja babka Jadwiga Wiertelska.

W nocy z 26 na 27 stycznia jakiś oddział partyzancki napadł na majątek w Tarnawatce, skąd partyzanci zabrali część żywności. Kiedy wycofali się w stronę wsi Sumin, napotkali na posiłki żandarmerii niemieckiej, zdążającej na pomoc załodze majątku w Tarnawatce. Wtedy wywiązała się między partyzantami a Niemcami strzelanina. Część wycofała się w stronę wsi Sumin i w związku z tym przypuszczam, że w odwet za to Niemcy dokonali egzekucji na mieszkańcach wsi Sumin. Na drugi dzień Niemcy znów przyjechali do Sumina i wtedy zostali przez nich zabici Olga Smoląg i Władysław Smoląg oraz ranna Katarzyna Dej. Niemcy zabrali inwentarz żywy oraz mienie mieszkańców i wywieźli do majątku w Tarnawatce. Budynki mieszkalne i gospodarcze zostały rozebrane i także wywiezione do Tarnawatki, a później zużyto je w majątku na opał względnie budulec. Zwłoki osób pomordowanych zostały pogrzebane przez mieszkańców wsi Tarnawatka, spędzonych specjalnie przez Niemców, na polu należącym wówczas do Józefa Szumskiego. W lipcu 1958 r. zwłoki osób pomordowanych zostały ekshumowane, przewiezione na cmentarz parafialny w Tarnawatce i złożone w jednej mogile”.