Category Archives: Inne

Ukraińska zbrodnia 10 marca 1944 r. we wsi Szutowa

10 marca 1944 r. we wsi Szutowa pow. Jaworów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków – dziewczęta 14-letnią Danutę i niespełna 19-letnia Stanisławę oraz 29-letniego Antoniego.

1944r. 18 marca – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów dokonywanych na Polakach przez bandy ukraińskie w rejonie Jaworowa:

„W końcowym etapie tej przeprowadzki padły trzy dalsze ofiary ze strony polskiej ludności w Szutowej i w Rudnikach. Szczegóły tego ostatniego zajścia są następujące: W godzinach rannych dnia 10 bm. wyjechały z Rudnik w kierunku na Szutową dwie furmanki, na pierwszej z nich jechało dwoje dziewcząt z Szutowej oraz dwóch chłopców z Rudnik przydzielonych im do pomocy, na drugiej furmance kilku gospodarzy z Szutowej. Zamiarem jadących było wyratowanie dalszej partii ruchomości pozostawionych po domach w Szutowej. Na przysiółku Iwaniki koło Lubień [Jaworów] zatrzymała pierwszą z jadących furmanek zebrana na drodze grupa Ukraińców pytając kto i w jakich celach jedzie. Skonstatowawszy, że jadącymi są Polacy jeden z członków bandy zastrzelił naprzód konie, a następnie obydwie dziewczęta siedzące na furmance. Widząc to chłopcy zeskoczyli szybko z wozu i poczęli uciekać każdy w inną stronę. Jeden z napastników podobno Petro Depa z Iwanik puścił się za nimi w pogoń, naprzód pieszo, a następnie konno, dopędził jednego z tych chłopców i zastrzelił; drugiemu z chłopców udało się zbiec.

Nazwiska ofiar są następujące:
1. Danuta Kwiatkowska lat 14 z Szutowej
2. Stanisława Kupała lat 19 z Szutowej
3. Antoni Kowalski lat 29 z Szutowej

Druga furmanka ocalała dzięki temu tylko, że jadąc nieco w tyle została ostrzeżona o grożącym jej niebezpieczeństwie przez nieznajomego przechodnia, wobec czego zawróciła śpiesznie do Rudnik. Zaalarmowana przez rodziny pomordowanych policja kryminalna udała się na miejsce wypadku i znalazła ciała wszystkich trojga pomordowanych. Manifestacyjny ich pogrzeb odbył się w niedzielę dnia 12 bm. w Rudnikach”.

Ukraińska zbrodnia w nocy z 9 na 10 marca 1944 r. we wsi Szerokie Pole

W nocy z 9 na 10 marca 1944 roku na terenie wsi Szerokie Pole pow. Dolina ukraińscy ludobójcy zamordowali dzieci Pękałów.

Ukraińska zbrodnia 9 marca 1944 r. we wsi Szerokie Pole

9 marca 1944 roku we wsi Szerokie Pole w byłym województwie Stanisławowskim Ukraińcy zamordowali co najmniej 58 Polaków.

Na wieś napadła z trzech stron sotnia Ukraińców z UPA. Ukraińcy podpalali wszystkie napotkane po drodze domostwa oraz zabijali mieszkańców, nie zważając na wiek i płeć. Część Polaków podjęła próbę ucieczki do pobliskiego lasu, gdzie udało im się przeczekać do wieczora, kiedy to ukraińscy mordercy wycofali się ze wsi. Zabitych zostało 58 osób.

Grzegorz Motyka podaje liczbę 58 zamordowanych podczas tego napadu. Zdaniem Sz. Siekierki, H. Komańskiego i E. Różańskiego oraz Grzegorza Hryciuka zginęło około 100 Polaków.

Dzień po zbrodni do Szerokiego Pola przybyła niemiecka żandarmeria i żołnierze węgierscy, którzy zmusili Ukraińców z okolicznych wsi do pogrzebania zabitych oraz ewakuowali ocalałych Polaków do Doliny.

Ukraińska zbrodnia 8 marca 1944 r. we wsiach Prehoryłe i Sokołówka i 8 marca 1945 r. we wsi Jezierzany

Chcielibyśmy przypomnieć o trzech bestialskich wydarzeniach, które miały miejsce w dniu 8 marca w 1944 oraz 8 marca 1945 roku. Nie ma słów pozwalających określić ogrom bestialstwa jakiego dopuścili się Ukraińcy na Polakach.

W tym dniu w 1944 roku we wsi Prehoryłe pow. Hrubieszów Ukraińcy (policjanci i UNS) dopuścili się kolejnej zbrodni na kilku polskich rodzinach. 8 marca 1944 roku W Prehoryłe Ukraińcy zamordowali co najmniej 38 Polaków. Wśród ofiar ukraińskiego bestialstwa były głównie bezbronne kobiety, dzieci i starcy.

W tym samym czasie, również 8 marca 1944 roku we wsi Sokołówka pow. Bóbrka podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali 12 Polaków. Ukraińcy kazali Polakom kłaść się na progach domów i odrąbywali im siekierami głowy. Całkowicie zdemolowali i spalili kościół, zniszczyli plebanię.

Dokładnie rok później czyli 8 marca 1945 roku w nocy we wsi Jezierzany pow. Borszczów kilkuosobowa grupa ukraińskich banderowców (dziś we współczesnej Ukrainie bohaterów narodowych) wdarła się do polskiego domu i wymordowała 6-osobową rodzinę Sorokowskich. Została również zamordowana ich sąsiadka Janina Tomaszewska, koleżanka córki. Zarówno 18-letnia sąsiadka jak i 19-letnia córka Bronisława zostały zbiorowo zgwałcone w brutalny sposób. Po zbiorowym gwałcie zostały przez Ukraińców zamordowane.

Ukraińska Policja morduje Polaków – zbrodnie na Polakach.

„Stój!” – usłyszał 24-letni Polak Jerzy Sucharda, a po chwili mrużył oczy, oślepiony światłem latarki.

„Dokumenty” – warknął ukraiński policjant. „Polak?” – zapytał po chwili. „No dobrze, idź przodem” – rzucił.

Po chwili po pustej ulicy poniósł się odgłos wystrzału. Legitymowany przed chwilą mężczyzna padł na chodnik. Tak zginął 24-letni Jerzy Sucharda, syn jednego z najbardziej poważanych lwowian, profesora miejscowej politechniki. Tego wieczora szedł do narzeczonej. Kula dosięgła go pod oknami jej mieszkania. Podstępne strzelanie Polakom w plecy nie było problemem dla ukraińskich policjantów.

8 marca 1944 r. z inicjatywy Delegatury Rządu i AK podjęto rozmowy z ukraińskimi przedstawicielami OUN-B. Gdy nie dały one rezultatu, lwowskie dowództwo AK wydało rozkaz rozpoczęcia akcji o kryptonimie „Nieszpory”.

Żołnierze polskiego podziemia organizowali operacje wymierzone w Ukraińców kolaborujących z Niemcami. Jedną z takich akcji zorganizowano 9 marca 1944 r. we Lwowie. Celem ataków żołnierzy AK byli członkowie Ukraińskiej Policji Pomocniczej. Była to formacja powołana przez Hansa Franka. Jej członkowie w ramach dbania o porządek uczestniczyli m.in. w egzekucjach Polaków i tropieniu ukrywających się żydów.

Akcja „Nieszpory” miała charakter odwetowy. Od pewnego czasu przedstawiciele tej ukraińskiej formacji mordowali Polaków, w celu przejęcia ich dokumentów. Były im potrzebne, do miasta zbliżały się bowiem oddziały sowieckie. Ukraińcy obawiali się ich, a w ucieczce na zachód pomóc im mogła polska tożsamość.

Żołnierze polskiego podziemia, początkowo pertraktowali z Ukraińcami, jednak rozmowy nie przyniosły skutku. W rezultacie 9 oraz 12 marca na ulice Lwowa wyruszyły patrole AK, które atakowały funkcjonariuszy Ukraińskiej Policji Pomocniczej. W wyniku akcji zastrzelono 11 ukraińskich policjantów. Przy zwłokach każdego z nich, żołnierze AK zostawiali karteczki z informacją o akcji. W trakcie wykonywania zadania zginęło 2 polskich konspiratorów. Po tej akcji Ukraińcy zaprzestali dalszych egzekucji. Kolejne patrole w następnych dniach nie stoczyły już żadnej potyczki.

Pawłokoma – czas położyć kres ukraińskim kłamstwom

3 marca 1945r. we wsi Pawłokoma na Pogórzu Przemyskim oddział poakowski wraz z miejscową samoobroną, dokonał akcji odwetowej za mordy na ludności polskiej wsi, był to odwet za uprowadzenie i zamordowanie przez UPA 11 Polaków ( niektóre przekazy mówią o 7). Rodziny uprowadzonych zwróciły się do Ukraińców z Pawłokomy z żądaniem wydania chociażby ciał zabitych ich bliskich. Zwrócono się również w tej sprawie o pomoc do księdza greckokatolickiego z Pawłokomy Włodzimierza Ł. Wezwania te nie przyniosły żadnego efektu…

Pawłokoma – czas położyć kres ukraińskim kłamstwom!!!

W II Rzeczypospolitej wieś sołecka Pawłokoma należała do gminy Dynów, powiat Brzozów, województwo lwowskie, większość mieszkańców stanowili Rusini-Ukraińcy co decydowało o jej charakterze. W centrum była greckokatolicka cerkiew, czytelnia „Proświta”, sklep ukraińskiej spółdzielni, dom ludowy i utrakwistyczna szkoła, w której dzieci polskie uczyły się „ruskiej mowy”. Co wydarzyło się w Pawłokomie w czasie gdy wojna dobiegała końca? Jaka była przyczyna dramatu i dlaczego właśnie ta wieś weszła do sfery polityki III RP. Na pytania postaram się odpowiedzieć, w dużym skrócie oczywiście, w oparciu o znakomicie udokumentowaną pracę historyka dr Zdzisława Koniecznego pt „Był taki czas – u źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie”.

Dr Konieczny ustalił, że źródła antagonizmu na tle narodowościowym sięgały końca I wojny światowej. Udział ukraińskich mieszkańców tej wsi w walkach polsko-ukraińskich w latach 1918-1919 skutkował tym, że po wojnie uczestnicy tych walk na trwałe związali się z nielegalną, programowo skierowaną przeciwko państwu polskiemu, Ukraińską Wojskową Organizacją (UWO) powołaną w Pradze w 1920 r. a następnie z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) powstałą w Wiedniu w 1929 r. W II RP Pawłokoma uchodziła za najsilniejszy ośrodek nacjonalizmu ukraińskiego w powiecie Brzozów. W wyniku powiązań Ukraińców w wymienionymi organizacjami Polacy mieszkający w Pawłokomie i okolicznych wsiach gdzie stanowili większość, już w okresie międzywojennym wiedzieli o planach ukraińskich współmieszkańców, bowiem aktywiści rozpowszechniali uchwały Kongresu OUN, w których pisano o rewolucji i o usunięciu obcych z „ukraińskich ziem”, nagłaśniane złowróżebne hasło „Lachy za San”, nie pozostawiało wątpliwości. Aktywność polityczna Ukraińców była wspierana przez Cerkiew greckokatolicką, do działaczy należeli księża: Józef Fala, Myrosław Seneta i Wasyl Szewczuk, a z mieszkańców nauczyciel Mikołaj Lewicki.

Antypolskie nastroje nasiliły się w 1938 r. po aneksji Czechosłowacji przez Hitlera, sfanatyzowani małopolscy działacze OUN nielegalnie przekraczali granicę i na Rusi Zakarpackiej organizowali Sicz Karpacką oraz tworzyli miniaturową „Autonomiczną Ukrainę Zakarpacką” ze stolicą w Chuście. Po wkroczeniu za zgodą Hitlera, wojsk węgierskich na Zakarpacie (marzec 1939 r.) sicz została rozgromiona przez Węgrów, był to zawód ale nie pozbawił ukraińskich nacjonalistów nadziei na pomoc Niemców w zbudowaniu soborowego państwa ukraińskiego. W Pawłokomie członkowie i sympatycy OUN ożywili działalność, w „Proświcie” zorganizowano akademię dla uczczenia „bohaterów narodowych”. W. Biłasa i D. Danyłyszyna skazanych w 1931 r. na karę śmierci za zabójstwo T. Hołówki polityka, posła na sejm, zwolennika ustępstw wobec żądań mniejszości ukraińskiej. W lutym 1938 r. Starostwo Powiatowe w Brzozowie zawiesiło działalność „Proświty”, decyzja Starostwa nie wpłynęła na zaprzestanie antypolskich wystąpień. W marcu 1938 r. na tajnym zebraniu ks. W. Szewczuk wzywał do bojkotu Polaków, na nielegalnych zebraniach podburzano młodzież, nadal śpiewano pieśni wyszydzające Polaków i państwo polskie, atakowano Ukraińców tych, którzy dążyli do współpracy z polską administracją. W czerwcu w Pawłokomie usypano mogiłę, na której wzniesiono krzyż z cierniowymi wieńcami, ku pamięci O. Basarab, z napisem „Braciom za wolność Ukrainy”. W domu M. Lewickiego odbywały się spotkania z emisariuszami ze Lwowa, przechowywano broń i nielegalną literaturę. Wystąpienia przeciw państwu polskiemu spowodowały aresztowania czterech działaczy nacjonalistycznych w tym Lewickiego, nie uspokoiło to nastrojów, konflikt narastał, zbliżająca się wojna uświadomiła Polakom grozę sytuacji.

Wkraczające do Pawłokomy wojsko niemieckie było radośnie witane przez Ukraińców, nauczyciel Lewicki natychmiast złożył donos do wojskowych władz niemieckich na 12 Polaków, którzy według niego, udzielali pomocy polskim żołnierzom i nocą ostrzeliwali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali pięciu Polaków, pozostali zdołali ukryć się, życie aresztowanym uratował przypadek, śledztwo w Rzeszowie prowadził Austriak , który z jednym z zatrzymanych służył w armii austriackiej w czasie I wojny światowej. Po sprawdzeniu prawdziwości donosu aresztowanych zwolniono.

W wyniku ustalenia granicy niemiecko-sowieckiej Pawłokoma została po stronie ZSRS, wojska niemieckie opuściły wieś, aktywiści OUN z Lewickim na czele wycofali się z Niemcami. Pozostali Ukraińcy tym razem donosili na Polaków do władz sowieckich, między innymi oskarżyli o udział w wojnie w 1920 r., spowodowało to wywiezienie w głąb ZSRS siedem rodzin polskich. Przed wywózką ukraińscy sąsiedzi domagali się zezwolenia od sowieckiego komendanta na wymordowanie wszystkich polskich mieszkańców wsi, zgody nie otrzymali w odpowiedzi usłyszeli: „U nas wsie nacje mają równe prawa”. Gdy okazało się, że wywiezieni nie byli osadnikami i nie brali udziału w wojnie w 1920 r., wywózki wstrzymano, ale prowokacje nadal trwały, przykładowo do polskich gospodarstw podrzucano starą broń i informowano władze o jej posiadaniu przez Polaków, powodowało to rewizje i aresztowania. Przygraniczne położenie wsi utrudniało życie mieszkańcom, wiosną 1940 r. z pasa granicznego władze sowieckie przesiedliły na Wołyń większość rodzin polskich z sąsiedniej wsi Bartkówka.

Po agresji Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. Niemcy ponownie przybyli do Pawłokomy, wrócili aktywiści OUN, nawiązali współpracę z okupantem i z posterunkiem policji ukraińskiej w Jaworniku Ruskim. Lewicki rozpoczął organizowanie młodzieży, prowadził szkolenia wojskowe i podburzał przeciwko Polakom. Szykanowanie rozpoczęło się od wypasania bydła na polach polskich gospodarzy, na tym tle dochodziło do bójek podczas których grożono „budem rizaty Lachiw”. W lutym 1942 r. Lewicki złożył donos na Polaków, którzy mieli posiadać ukrytą broń, policja aresztowała trzech mężczyzn i dwie kobiety, broni nie znaleziono ale aresztowani zginęli bez wieści. Przykłady znęcania się nad aresztowanymi Polakami w swojej pracy podaje dr Konieczny. Okupant niemiecki faworyzował Ukraińców, oni obejmowali władzę terenową, otrzymywali odmienne „kennkarty”, pozwolenia na prowadzenie działalności oświatowej, spółdzielczej i polityczno-propagandowej. Kilkunastu młodych Ukraińców z Pawłokomy zgłosiło się do dywizji SS-Galizien. W marcu 1943 r. w wyniku denuncjacji gestapo aresztowało czterech Polaków i jedną Ukrainkę sympatyzującą z Polakami, wszyscy zginęli w Oświęcimiu. Za współpracę z okupantem i działania na szkodę Narodu Polskiego sąd Polskiego Państwa Podziemnego wydał wyrok śmierci na czterech aktywnych działaczy nacjonalistycznych w tym na M. Lewickiego.

W końcu 1943 r. wojska radzieckie zbliżały się do granicy Polski , do Bartkówki zaczęli powracać Polacy wysiedleni na Wołyń w 1940 r. Powracający przekazywali wiadomości o rzezi wołyńskiej podczas której w lipcu 1943 r. w powiecie kostopolskim bandy UPA zamordowały 33 mieszkańców Bartkówki. Wiadomości budziły przerażenie, takie pogróżki tu głoszono od dawna, sytuacja zmuszała do podjęcia działań obronnych. Na początku 1944 r. w Pawłokomie do AK należało 12 Polaków (pluton), a dobrze zakamuflowany oddział UPA liczył około 50 osób. W powiecie brzozowskim istniały już struktury zbrojne OUN z przybudówkami takimi jak: UPA, Służba Bezpeky (SB) i paramilitarna organizacja pod nazwą Samoobronne Kuszczowe Widdiły (SKW) zadaniem, których nie była obrona lecz współdziałanie z bojówkami UPA. Antyukraińskie nastroje nasiliły się gdy w kwietniu 1944 r. policja ukraińska aresztowała pięciu Polaków z Pawłokomy za przynależność do AK, próba ich odbicia przez oddział akowski nie powiodła się, budynek posterunku w Jaworniku Ruskim zdobyto lecz aresztowanych w nim nie było, ślad po nich zaginął. Przed nadejściem frontu wschodniego w okolicznych wsiach bojówki UPA zamordowały wielu Polaków w tym księży, niektóre zbrodnie popełniono w sposób okrutny.

Po wejściu Armii Radzieckiej w Pawłokomie stacjonowała jednostka szkoląca służby łączności, okresowo mieszkańcy mieli zapewnione bezpieczeństwo. Ukraińcy starą metodą nawiązywali kontakty z radzieckimi komendantami, informowali gdzie stacjonują polskie oddziały podziemne, które po akcji „Burza” przebywały na terenie powiatu brzozowskiego i wskazywali Polaków należących do AK. Powodowało to aresztowania i wywózki w nieznanym kierunku. Po rozpoczęciu styczniowej ofensywy i odejściu jednostki radzieckiej stacjonującej w Pawłokomie sytuacja Polaków uległa znacznemu pogorszeniu, bandy UPA wznowiły ludobójczą działalność, wielu Polaków uciekło na zachodnią stronę Sanu. Przebywające w terenie oddziały AK nie były w stanie zapobiec bestialstwu tzw. UPA, posterunek milicji w Dynowie z trudem mógł zapewnić bezpieczeństwo tylko mieszkańcom tego miasteczka.

W ostatnich dniach stycznia 1945 r. do Pawłokomy przybyła bojówka UPA, na oczach sąsiadów powiązała 13 Polaków w tym jedną Ukrainkę i wywiozła ich w kierunku lasów jawornickich, ślad po uprowadzonych zaginął. Rodziny domagały się wskazania miejsca zamordowania, w tej sprawie zwróciły się do księży greckokatolickich, bez efektu. W tym czasie pojawiły się pogłoski, że jest to tylko wstęp do większej akcji bojówek upowskich, Przerażeni Polacy zostawiali gospodarstwa na pastwę losu, w Dynowie odbywały się wiece, podczas których od władz domagano się zapewnienia bezpieczeństwa ale formujące się władze polskie były bezsilne, siły milicji wywodzące się z AK niewielkie, a wojsko przebywało na froncie. W tym splocie wydarzeń, strachu, rozpaczy, bezsilności władz 3 marca 1945 r. doszło do akcji odwetowej w Pawłokomie, jej inspiratorami byli poszkodowani Polacy z sąsiednich wsi, z pomocą przyszedł poakowski oddział „Wacława” stacjonujący w Dylągowej (AK w styczniu 1945 r. zostało rozwiązane). Mieszkańcom kazano zgromadzić się w cerkwi, kobiety z dziećmi zostały wypuszczone, jedna grupa udała się w kierunku Jawornika, drugą skierowano do Birczy, Świadkowie piszą, że działaczy OUN przesłuchiwano, na pytanie gdzie są uprowadzeni Polacy nikt nie odpowiedział. Według źródeł polskich na greckokatolickim cmentarzu rozstrzelano około 150 mężczyzn, rzeszowski pion śledczy IPN, jak podaje prof. E. Prus, ustalił 65 osób. Historycy dziennikarze o probanerowskich sympatiach powielają zmyśloną w ukraińskiej nacjonalistycznej diasporze historię Pawłokomy i operują liczbą 365 osób. Zawyżona liczba ofiar ma na celu zmniejszenie poczucia winy za ludobójstwo dokonane na Narodzie Polskim.

Po akcji odwetowej bojówki banderowskie nadal grasowały bezkarnie, w nocy 4 na 5 października 1945 r. dokonały zmasowanego ataku na Pawłokomę, Bartkówkę, Dylęgową i Sielnicę, większość budynków polskich i ukraińskich spalono aby uniemożliwić zasiedlenie ich przez polskich repatriantów z ZSRR. W następnym roku sytuacja ludności polskiej była tragiczna, 12 lutego 1946 r. nocą banda UPA uprowadziła i zamordowała ośmiu polskich mieszkańców Pawłokomy, w marcu zginęło kolejnych trzech Polaków, którzy wybrali się po ziemniaki do swoich gospodarstw. Bandy banderowskie, stosując taktykę „spalonej ziemi” anarchizowały cały obszar Rzeszowszczyzny, operacja „Wisła” przeprowadzona w lipcu 1947 r. przywróciła spokój. Polacy wrócili do Pawłokomy, odbudowali gospodarstwa, dziś jest to polska wieś w powiecie rzeszowskim. Mieszkańcy nie wyrazili zgody na postawienie pomnika mordercom Polaków, zastrzeżenia budziła liczba ofiar umieszczona na inskrypcji, świadkowie i organizacje kresowo-kombatanckie domagały się przeprowadzenia ekshumacji bez skutku. Polskie władze zgodziły się na wzniesienie pomnika, było to ustępstwo wobec neobanderowskich władz Lwowa, które uzależniały otwarcie odnowionego Cmentarza Obrońców Lwowa od postawienia pomnika w Pawłokomie.

13 maja 2006 r. na imprezę propagandowo przygotowaną przez apologetów OUN-UPA z udziałem banderowców w mundurach, tych którzy te ziemie palili, do Pawłokomy zjechali prezydenci Polski – L. Kaczyński i Ukrainy W. Juszczenko oraz dostojnicy Kościołów kardynał L. Huzar i abp J. Michalik. Mówcy nie wykazali się biegłością w historii, powtarzali frazesy z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii o „bratobójczych konfliktach”, banderowców utożsamili z Narodem Ukraińskim, krzywdy wyrównali i wzajemnie sobie wybaczyli. Hipokryzja i zakłamanie. W kolejnych latach dochodzi do kolejnych absurdów, gdy polscy politycy, część społeczeństwa polskiego wykrzykuje słowa, które były ostatnimi słowami jakie słyszały ofiary ukraińskiego bestialstwa. Dziś na terenie Polski spotkać można flagi UPA, którymi wymachują młodzi Ukraińcy. To nie może doprowadzić do niczego dobrego dla Polski i Polaków.

Ukraińska zbrodnia w nocy z 1 na 2 marca 1944 r. we wsi Iławcze

W nocy z 1 na 2 marca 1944 roku we wsi Iławcze pow. Trembowla Ukraińcy zamordowali 33 Polaków, Ukraińca i Ukrainkę Teklę Kałdus, żonę Polaka, której obcięli głowę i wbili na pal. Polce, Antoninie Kałdus obcięli obie piersi i uszy.

Jednym z głównych organizatorów ludobójczych mordów był miejscowy ksiądz greckokatolicki o nazwisku Raich. Jego dwóch synów brało osobiście udział w wielu napadach i mordach dokonywanych na Polakach.

Źródło: Henryk Komański, Szczepan Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939–1946”, Wrocław 2006, ISBN 83-89684-61-6, s. 400.

Ukraińska zbrodnia z 28 na 29 lutego 1944 r. we wsi Korościatyn

W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. oddział Ukraińców z UPA przy wsparciu ludności ukraińskiej dokonał masakry 156 Polaków we wsi Korościatyn i pobliskiej stacji kolejowej na Podolu w dawnym powiecie buczackim województwa tarnopolskiego.

Napastników oceniono na 600 osób. Wjechali do wioski około godziny osiemnastej, posługując się obowiązującym hasłem i podając się za polskich partyzantów, co zmyliło wartowników.

Korzystając z zaskoczenia Ukraińcy zajęli stację kolejową, gdzie przecięli druty telegraficzne, zerwali tory i przystąpili do mordowania urzędników kolejowych oraz podróżnych oczekujących na pociąg. Zabito tam 21 osób, w tym przez przypadek jednego Ukraińca. Następnie napastnicy rozpoczęli mordowanie ludności we wsi, najczęściej przy użyciu siekier, noży i bagnetów, a także broni palnej. Oprawcy torturowali niektóre ofiary, wycinając im języki, wydłubując oczy, obcinając piersi kobietom. Zdaniem świadków napastnicy podzielili się na trzy grupy: jedna zajmowała się zabijaniem, druga rabunkiem mienia, które ładowano na sanie, a trzecia podpalaniem zabudowań. Rzeź trwała do rana.

,, Zachowywali się przy tym bestialsko, np.: siedemdziesięcioletnią Rozalię Sołtys ugodzili bagnetem, rozpruwając jej brzuch, innej kobiecie zabili noworodka, rzucając nim o mur, zastrzelili rodzącą kobietę”.

„Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem.”

Zdaniem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego napadem kierował ksiądz greckokatolicki Pałabicki z córką, podczas oblężenia plebanii zginął jeden z dowodzących atakiem, syn księdza greckokatolickiego z Zadarowa. Eksterminację przerwała odsiecz polskiego oddziału partyzanckiego z oddalonych o 12 km Puźnik.

Podczas napadu na stacji kolejowej i we wsi zamordowano łącznie 156 osób, w tym kilkanaścioro dzieci w wieku od 4 do 12 lat. Udało się ustalić tożsamość jedynie 117 zabitych. Spaleniu uległy wszystkie zabudowania oprócz kościoła i plebanii.

1 marca Niemcy sfilmowali zgliszcza wsi i wykonali zdjęcia ofiar. Następnego dnia większość z nich pochowano na cmentarzu w Korościatynie we wspólnej mogile oznaczonej dziś drewnianym krzyżem bez żadnych napisów. Polacy, którzy ocaleli z rzezi, przenieśli się do Monasterzysk. Na ich miejscu po 1945 roku osadzono Łemków spod Krynicy, którzy nadali wsi obecną nazwę Krynycia.

Ukraińska zbrodnia 28 lutego 1944 r. we wsi Wanat

28 lutego 1944 r. we wsi Wanat pow. Garwolin Niemcy z Ukraińcami dokonali pacyfikacji wsi mordując 108 Polaków, w tym 47 dzieci i młodzieży w wieku od 1 miesiąca do 16 lat, 37 kobiet w wieku od 18 do 78 lat oraz 24 mężczyzn w wieku od 18 do 88 lat.

W zbrodni tej brali udział żandarmi z posterunków: Garwolina, Żelechowa, Sobolewa, Sobienich-Jezior i Kołbieli. Ponadto ze Starostwa Powiatowego w Garwolinie przybyły do Wanat: oddział policji specjalnej, funkcjonariusze Kryminalpolizei i Schutzpolizei, oddział pomocniczej policji ukraińskiej stacjonującej w majątku Zawady obok Garwolina i funkcjonariusze policji polskiej tzw. granatowej z Garwolina. Ściągnięto około 800 żandarmów, Schupo i Ukraińców z Siedlec, Mińska Mazowieckiego, Warszawy i Rembertowa. Pacyfikację Wanat przeżyły tylko dwie osoby: Julianna Olejnik i Władysław Górzkowski.

Julianna Olejnik:

„Tamtego dnia weszło do kuchni trzech Ukraińców w hitlerowskich mundurach. Pytali o męża. Odpowiedziałam, że jest w stodole. Na moje słowa, że wywiązaliśmy się z kontyngentu, mogę nawet pokazać im kwity, jeden z oprawców ryknął na mnie -idź ty!-. W tym momencie kula z jego pistoletu trafiła mnie w szyję. Strzelił również do mojej siostry. Straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam, usłyszałam lamenty mojej mamy, która powtarzała: -wszystkie moje dzieci zabite. /…/ Kiedy wychodzili, jeden nich (Ukraińców) podwinął mi sukienkę i uszczypnął w pośladki. Leżałyśmy spokojnie. Hitlerowcy podpalili dom. Tymczasem siostra schroniła się w piwnicy, tam jednak dostrzegli ją żandarmi i natychmiast zastrzelili. Ogień ogarnął cały dom. Nie było, czym oddychać. W pewnym momencie z łóżka zerwał się Zygmuś krzycząc: -mamusiu, parzy mnie, parzy!-. Ostatkiem sił próbowałam go ratować. Zza okna padł strzał. Dziecko upadło martwe, a ja znowu zemdlałam. Gdy odzyskałam przytomność, wyczołgałam się do sieni. Wkrótce zaczęła płonąć kuchnia. Na czworakach wyszłam z domu i położyłam się pod płotem. Potem przeczołgałam się do studni i ukryłam się w dole po wapnie. Było mi strasznie zimno, więc wydostałam się z tego dołu i położyłam koło płonącego domu. Kiedy spadła na mnie paląca się szczapa i zatliła mi się suknia, przedostałam się stamtąd do kopca z brukwią i burakami. Następnego dnia odnaleźli mnie w nim ludzie z sąsiednich wsi”.

Władysław Górzkowski:

„Około godz. 7.00 rano przeszła przez wieś grupa młodzieży mordując kolejno w zagrodach wszystkich bez wyboru – mężczyzn, kobiety i dzieci. Żołnierze z następnych grup wyprowadzali inwentarz żywy, wynosili z mieszkań odzież. Czterej żołnierze z ostatniej grupy chodzili od zagrody do zagrody i zapalali wszystkie budynki. Zagrody w Wanatach stały w pewnej odległości jedna od drugiej. Żona moja przebywająca tego dnia na podwórzu usłyszała w pewnej chwili strzały padające w obrębie zagrody mojego stryjecznego brata. Jeden z żołnierzy po wyjściu z jego domu skierował swe kroki do nas. Gdy wszedł do sieni strzelił na postrach. Następnie zastrzelił w pokoju po drugiej stronie sieni mojego lokatora Jana Boratyńskiego i jego syna Zdzisława. Potem wszedł do mojego pokoju i skierował pistolet do mnie. Zdążyłem zasłonić głowę rękoma, a kula przeszła mi przez obie ręce nie naruszając kości. Rzuciłem się na ziemię. Żołnierz zabił potem moją żonę, po chwili stanął na moich plecach. Słyszałem, jak obszedł całe mieszkanie i gdy upewnił się, że nikogo więcej nie ma, wyszedł. Wówczas podniosłem się i usiłowałem podnieść żonę, która otrzymała postrzał w głowę i niestety już nie żyła. Usłyszałem głosy Niemców dochodzących z mego podwórza, więc umazałem się krwią żony i położyłem ponownie na podłodze udając nieżywego. Leżałem tak ok. 15 minut, po czym wyszedłem do obory i tam schroniłem się na strychu. W międzyczasie Niemcy weszli do mojego domu i obrabowali go. Ponieważ zostawiłem krwawy ślad ręki na stole, żołnierze domyślili się, ze ktoś ranny uciekł z domu. Słyszałem jak jeden z żołnierzy powiedział po ukraińsku, że i tak spłonę, gdy podpalą całą zagrodę. Orientowałem się, że żołnierze ci byli przeważnie Ukraińcami służącymi w wojsku niemieckim. Widziałem potem przez szparę w ścianie obory jak następna grupa żołnierzy zabierała mój inwentarz. Widziałem też stamtąd jak płonęły wszystkie zagrody, a ogień począł zbliżać się do mego gospodarstwa. Czterej żołnierze zapalili moje zabudowania przy pomocy nafty lub benzyny. Obora miała połączenie z budynkiem mieszkalnym. Dach był kryty blachą i papą. Gdy żar ognia i dym począł mnie dusić, skoczyłem na ziemię i ukryłem się wśród płonących budynków. Wkrótce zdołałem wejść do piwnicy domu mieszkalnego, której ogień nie objął. Tam przesiedziałem do wieczora”.

Ukraińska zbrodnia 27 lutego 1943 r. we wsi Radoml

27 lutego 1943 r. we wsi Radoml pow. Krzemieniec policjanci ukraińscy obrabowali dom rodziny Kiljanów, rozebrali do naga zarządcę dóbr Radoml – Kiljana, jego 19-letniego syna oraz buchaltera majątku.

Przywiązali ich do sań za ręce drutem kolczastym, za wsią pobili, po czym zarąbali siekierami i wrzucili do wody. Inni podają, że była to rodzina Klijanów

AAN, DR, sygn. 202/III/200, k. 32 – 35:

„Luty 1943. Milicja w przebraniu lub też prawdziwa, zabiera pod pozorem aresztowania w majątku Rydomla zarządcę Kiliana, jego 19-letniego syna Kazimierza i buchaltera majątku. Wszyscy trzej zostali w okrutny sposób zamordowani (zupełne rozbicie czaszek i związanie rąk drutem kolczastym i wrzucenie do stawu)”.



Po tym morderstwie (27 lutego 1943 r. w majątku Radoml) zaczęły się masowo mordy Polaków zatrudnionych w majątkach i leśnictwie. Wymordowano co najmniej 100 osób. Między innymi zamordowany został instruktor rolny – Stański znaleziony bez głowy, 7 fornali zamordowanych bestialsko w piwnicy w Szpikołowach, leśniczy, buchalter, nauczyciel z żoną i kilka nieznanych z nazwiska osób.

We wsi Antonowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali Polaka;

We wsi Białokrynica pow. Krzemieniec zamordowali 23-letnią Polkę Annę Monastyrską;

W majątku Szpikołosy pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 12 Polaków, w tym nauczyciela z żoną;

W miasteczku Szumsk pow. Krzemieniec został zamordowany przez Ukraińców Polak, oficer WP – Henryk Simpers;

We wsi Zabara pow. Krzemieniec ukraińscy siepacze zamordowali dwóch Polaków.



W dniach od 23 lutego do 3 marca 1943 roku policja ukraińska spacyfikowała kilkanaście polskich wsi zabijając około 3 tysięcy Polaków, a w następnych dniach marca i w kwietniu kilka kolejnych wsi. Po tych pacyfikacjach oddziały policji ukraińskiej z pełnym uzbrojeniem odeszły do lasu kontynuując swój zbrodniczy szlak.